niedziela, 23 stycznia 2011

12. Masażysta Miles

BIRTH OF THE COOL
Miles Davis
Capitol
1957
****

Przyznaję, Milesa Davisa zepsuł mi Michał Urbaniak, w każdym z wywiadów opowiadając, jak to Miles masował mu kark. Nieważne, o czym mówiłby Urbaniak – podejrzewam, że nawet zapytany o wojnę w Afganistanie, szkolnictwo w Kanadzie albo ulubione zwierzątko, i tak zakończyłby opowieścią o Davisie i własnym karku. Miles Davis stał się w mojej wyobraźni przede wszystkim masażystą Michała Urbaniaka. Urbaniaka zrodzonego nie dla jazzu, nawet nie po to, by zagrać z Milesem na płycie „Tutu”, ale przede wszystkim po to, by zostać przez Milesa pomasowanym.
Masażysta Davis nagrał wiele fantastycznych płyt, z których dwie zapadły mi w pamięć szczególnie: „Kind of Blue” (o której będę pisał już wkrótce) i „Tutu” właśnie, choć ta ostatnia to nie wiem dlaczego. „Birth of the Cool” – choć to ważny album dla artystycznego rozwoju trębacza – jakoś w pamięć zapaść mi nie chce. Doceniam jej niewymuszony luz, improwizatorski talent Davisa i jego kolegów (w tym genialnego perkusisty Maksa Roacha, tego samego, który grał u Theloniousa Monka) i ogólne eleganckie wrażenie, jakie pozostawia w głowie. Ale właśnie – ogólne. Po trzykrotnym przesłuchaniu albumu wciąż nie potrafię powiedzieć, który utwór podobał mi się bardziej, a który mniej. Nie przywołam z otchłani pamięci spektakularnej solówki, chwytliwej melodii (może i takich na płycie po prostu nie miało być), nie mam żadnego punktu zaczepienia. Pewnie wiele czynników – z moją jazzową ignorancją na czele – ma na to wpływ. I fakt, że to nagrania z różnych sesji z 1949 i 1950 roku (a rzeczy Davisa, które już kiedyś słyszałem, pochodzą z lat późniejszych, a więc i artysta był bardziej uformowany) oraz że większość utworów to nie są kompozycje Milesa.
Ładne to wszystko, gustowne, precyzyjne, to i ocena dość wysoka. Ale muszę jeszcze raz posłuchać „Kind of Blue”, by znowu odkryć dla siebie genialnego trębacza w miejsce Milesa masażysty. A kto wie, może przeżyć kolejne rozczarowanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz