wtorek, 18 stycznia 2011

10. Alfa i omega

BRILLIANT CORNERS
Thelonious Monk
Riverside
1957
******

Na początek spostrzeżenie niezwiązane z Theloniousem Monkiem. „Brilliant Corners” to dziesiąta płyta w zestawieniu. Opisanie dziesiątki w założeniu miało zająć mi około dwóch i pół tygodnia. Zajęło prawie dwa miesiące. Pora wziąć się w garść, bo nie dożyję grunge'u.
A teraz „Brilliant Corners” i jej główny bohater: kolejny genialny pianista jazzowy. Kredytowanie tej płyty wyłącznie Monkiem jest odrobinę niesprawiedliwe, choć oczywiście to on jest jej kompozytorem (oprócz standardu „I Surrender Dear” napisanego przez Harry'ego Barrisa, który – co znów nie związane z jazzem, ale fajne – był wujem Chucka Barrisa, autora i bohatera „Niebezpiecznego umysłu”). Monkowi towarzyszą wszak prawdziwi jazzowi wirtuozi – zaledwie 27-letni wówczas genialny saksofonista Sonny Rollins, pionier bepopu basista Oscar Pettiford, perkusista Max Roach i trębacz Clark Terry.
To nie jest łatwa ani lekka muzyka. Tytułowy utwór okazał się kompozycją tak skomplikowaną, że jej nagranie wymagało kilkunastu podejść, a i tak ostateczny efekt to montaż tychże prób. Ale brzmi fenomenalnie, a solówki Roacha i Rollinsa są jazzowymi majstersztykami.
„Brilliant Corners” była pierwszym komercyjnym sukcesem w karierze Theloniousa Monka. Także pierwszą płytą wypełnioną przede wszystkim jego kompozycjami. Serwis allmusic.com napisał: „Brilliant Corners” może być uważana za alfę i omegę powojennego amerykańskiego jazzu. Żadna poważna jazzowa kolekcja nie może się bez niej obejść.
Właściwie co innego mi pozostaje niż zgodzić się z tym zdaniem?

1 komentarz:

  1. Faktycznie przyspiesz, bo na temat jazzmanow mam bolesnie niewiele do powiedzenia :D

    OdpowiedzUsuń