czwartek, 23 grudnia 2010

6. We do love you madly

ELLINGTON AT NEWPORT
Duke Ellington
Columbia
1956
******

Nie znam się na jazzie. Wkraczam na niemal kompletnie nieznane mi terytorium, zaopatrzony jedynie w szczątkową wiedzę i mapkę z ledwo zarysowanymi ścieżkami – większą jej część wypełnia jednak napis „Here be dragons”. A przydałby się raczej GPS i porządny przewodnik.
Jazzowego GPS-a nie ma, przewodniki zakupione na allegro wkrótce do mnie przybędą, tymczasem czeka mnie skok na głęboką wodę. Pozostaje mi jedynie fascynacja niesamowitą historią albumu „Ellington at Newport” i jeszcze bardziej niesamowitym koncertem, który został na nim uwieczniony.
Co wcale nie było tak oczywiste. Koncert w Newport był fantastyczny (dziś każdy może się o tym przekonać), ale Duke nie był zadowolony z nagrania, więc część materiału zarejestrował na nowo, to zaś zostało zmontowane z fragmentami koncertu i tak powstał ten oto album. I pewnie do dziś znalibyśmy go w takiej formie, gdyby nie odnalezione w połowie lat 90. oryginalne nagrania z festiwalu, które poddane cyfrowej obróbce przywróciły światu genialny występ Ellingtona i jego zespołu. I to w taki sposób, że nie ja jeden pewnie żałuję, że nie miałem możliwości zobaczyć tego na żywo. Sądząc po reakcjach publiczności, to naprawdę był magiczny wieczór. A Duke się mylił - oryginalne nagrania są znacznie lepsze niż to, co pierwotnie ukazało się na płycie. Ale być może dopiero nowoczesna technologia pozwoliła ze starych taśm wydobyć całą magię koncertu w Newport. 
Ellington był genialnym kompozytorem i fenomenalnym bandleaderem. Prowadził swój zespół pewnie, z werwą, absolutnie świadom geniuszu swojego i swoich współpracowników. A muzyków w swoim bandzie miał zaiste fenomenalnych: saksofoniści Paul Gonsalves, Harry Carney (grał z Dukiem przez 45 lat!) i Johnny Hodges wyczyniają tu prawdziwe cuda, a solo perkusisty Sama Woodyarda zapamiętam na długo, podobnie jak kapitalny utwór roboczo zatytułowany „Festival Junction” i przygotowany specjalnie na występ w Newport. (Nie wiem, czy znalazł się później nagrany w wersji studyjnej na którejś z płyt Ellingtona, jeśli ktoś wie, wskazówka będzie mile widziana).
Podczas zamykającego koncert „Mood Indigo” Duke żegna się z publicznością, mówiąc: „You are very beautiful and we do love you madly”. Z wzajemnością, panie Ellington.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz