sobota, 2 kwietnia 2011

26. Kocham ten kraj

MIRIAM MAKEBA
Miriam Makeba
RCA Victor
1960
*****

Jeden jedyny raz, przysięgam, oglądałem kawałek programu „Bitwa na głosy” (o którym, jak dobrze pójdzie, nikt nie będzie pamiętał w czasie, gdy ja zakończę pracę nad tym blogiem). I od razu trafiłem na Halinkę Mlynkovą, która ze swoim zespołem śpiewała piosenkę grupy Toto „Africa”. Jak wytłumaczyła, wybrała kolejny utwór o Afryce, bo „bardzo kocha ten kraj”. Nie wiem, czy nie zacząć oglądać „Bitwy na głosy” regularnie, bo to program znacznie bardziej zabawny niż polskie komedie.
No więc z kraju zwanego Afryką pochodziła Miriam Makeba, która z Halinką Mlynkovą (na szczęście dla siebie) nigdy nie miała nic wspólnego. Ja dla odmiany niewiele mam wspólnego z muzyką world (choć to określenie zdaje się nie funkcjonowało w czasie, gdy Miriam Makeba wydawała swój debiut). W zasadzie pisząc o tej płycie czuję się jeszcze mniej pewnie niż pisząc o jazzie. I tu z pomocą przychodzi sama Miriam Makeba – postać absolutnie fascynująca, której historią można by obdzielić kilka barwnych życiorysów.
Makeba zaczynała karierę w latach 50., gdy „rasa panów” zdążyła już zacząć rujnować jej rodzinną Afrykę Południową. Śpiewała w zespołach jazzowych, zaczęła nagrywać solowe piosenki, zagrała jedną z głównych ról w musicalu „King Kong”, wreszcie wystąpiła w dokumencie odsłaniającym najmroczniejsze oblicza apartheidu. To właśnie ten dokument, wyreżyserowany przez Lionela Rogosina „Come Back, Africa”, stał się dla niej przepustką do międzynarodowej kariery. I powodem wygnania z ojczyzny.
Zachód zachwycił się Makebą nie tylko jako polityczną aktywistką, ale też niezwykle utalentowaną piosenkarką. Miriam pojechała na biennale do Wenecji, by uczestniczyć w premierze „Come Back, Africa”, potem do Londynu, wreszcie do Stanów Zjednoczonych. Tyle że gdy próbowała wrócić do Afryki Południowej, okazało się, że władze zablokowały jej paszport i możliwość wjazdy do kraju. Na powrót do ojczyzny musiała czekać trzydzieści lat. Zaś gdy składała w siedzibie ONZ zeznania dotyczące apartheidu, rasistowski rząd odebrał jej południowoafrykańskie obywatelstwo.
I choć w USA była podziwiania i uwielbiana (posypały się nagrody, zaszczyty i honory), gdy tylko stała się niewygodna, Amerykanie nie wahali się uznać jej za persona non grata. Została zmuszona do opuszczenia Stanów Zjednoczonych, ponieważ jej drugi mąż był znanym aktywistą Czarnych Panter. I w ten sposób Miriam Makeba została wygnana z kolejnej ojczyzny.
Mieszkała najpierw w Gwinei, potem w Belgii, koncertowała na całym świecie, i świata tego stała się obywatelką. Miała dziewięć paszportów i dziesięć honorowych obywatelstw. I przez całą karierę byłą orędowniczką pokoju. Do Południowej Afryki wróciła dopiero w 1990 roku, na osobiste zaproszenie Nelsona Mandeli, który kilka miesięcy wcześniej został wypuszczony z więzienia.
Gdy w 2002 roku Miriam Makeba została uhonorowana Polar Music Prize, kapituła w uzasadnieniu napisała takie oto słowa: „Obecność Miriam Makeby na muzycznej scenie rozjaśnia ciemność i przynosi nadzieję, że świat będzie lepszy”. W odniesieniu do wielu osób byłby to nic nieznaczący banał. W jej przypadku tak nie jest. Do końca życia stawała w obronie uciśnionych i poniżanych. Zmarła krótko po swoim ostatnim występie podczas koncertu zorganizowanym dla wsparcia Roberta Saviano, na którego po publikacji książki „Gomorra” mafia wydała wyrok śmierci.
Płyta, o której powinienem teraz pisać, już pokazuje Miriam Makebę taką, jaka była przez całe swoje życie. Album „Miriam Makeba” był jej pełnoprawnym debiutem. Zaśpiewała na nim kilka standardów i parę własnych kompozycji. Sprawiła, że zachodni słuchacze zafascynowali się afrykańską muzyką, ale na płycie znalazły się też piosenki z innych regionów świata, choćby indonezyjska kołysanka „Suliram”. Pokazała swoje radosne oblicze, w zabawnych utworach „The Naughty Little Flea” i „One More Dance”.
Ale wystarczy posłuchać chociażby jej przejmującej wersji „House of the Rising Sun”, by za obdarzoną fantastycznym głosem gwiazdą sceny etnicznej dostrzec tę ważniejszą twarz Miriam Makeby – kobiety, która poświęciła całe swoje życie walce o sprawiedliwość.
„Afryka, kocham ten kraj” - jeśli ktoś mógłby tak powiedzieć, to właśnie ona.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz