poniedziałek, 24 stycznia 2011

13. Non espantoso

KENYA
Machito
Roulette Jazz
1957
****

Fani gry „Grand Theft Auto: Vice City” z pewnością kojarzą DJ'a Pepe, który prowadzi swoją audycję w radiu Espantoso. Pepe rozgrzewał kierowców mieszanką salsy i latin jazzu – a wśród wykonawców, których można było usłyszeć w jego audycji, znaleźli się m.in. Machito i Tito Puente. Na Tita przyjdzie czas niedługo, dziś Machito.
„Espantoso” oznacza w hiszpańskim „przerażający”. Na szczęście muzyka Machita „espantosa” zdecydowanie nie jest. Co prawda na soundtracku do „GTA” jest piosenka „Mambo Mucho Mambo” inna niż to, co można usłyszeć na albumie „Kenya”, ale wygodnie mi było wejść w temat z nieco lepiej rozpoznanego terytorium.
Zaledwie parę postów wstecz narzekałem na kubańską muzykę i płytę Sabu, tym razem narzekać nie będę. „Kenya” to idealne połączenie afrokubańskich rytmów z jazzową improwizacją: energetyczne, melodyjne, bardzo taneczne, ale ambitne jednocześnie. Klasyczne instrumentarium wzbogacone kongami i bongosami, nadająca płycie tempo sekcja dęta, wszystko splata się w ładną, wpadającą w ucho całość.
Krytyk serwisu Allmusic.com narzekał co prawda, że nawet jak na koniec lat 50. było to cokolwiek anachroniczne, jakby terminy nagrań goniły zespół Machita i zabrakło czasu na dopracowanie materiału. Fakt, to jazz bardzo bigbandowy, mocno osadzony w tradycji, co nie znaczy, że „Kenya” robi złe wrażenie. Bardzo kojarzy się z muzyką filmową lat 50. – rzeczywiście, zwłaszcza w dramatach kryminalnych i sensacyjnych latin jazz pojawiał się wówczas dość często. Niektóre utwory brzmią tak, że mogłyby spokojnie – oczywiście parę lat później – zostać wykorzystane w którymś z wczesnych „Bondów”. I nie przeszkadza mi kompletnie, że „Kenya” nie jest specjalnie oryginalną płytą, jeśli chodzi o kompozycje i aranżacje. Słucha się tego naprawdę przyjemnie.
A i sam Machito – urodzony w Hawanie jako Francisco Raul Gutierrez Grillo – był barwną, bardzo ciekawą postacią. W latach 40. jego zespół był pionierem w łączeniu afrokubańskich rytmów z tradycyjnym jazzem. Jego szwagier Mario Bauza był w znacznej mierze odpowiedzialny za wprowadzenie kubańskiego folku na nowojorską scenę jazzową i to on namówił Machita do zatrudnienia jazzowych aranżerów. Dzięki temu nagrania Machita wywarły spory wpływ na wielu jazzmanów, by wymienić choćby Dizziego Gillespiego. Wielu wybitnych muzyków pojawiało się też gościnnie na jego albumach: m.in. Gillespie, Charlie Parker i Buddy Rich.
I warto też wspomnieć o jednej rzeczy: Machito zmarł w sposób, o jakim – jak głupio by to nie zabrzmiało – pewnie wielu muzyków marzy. Po dziesiątkach lat pięknej kariery, ukoronowanej w 1983 roku nagrodą Grammy za najlepsze nagranie latino (za płytę „Machito & His Salsa Big Band '82”), kubański muzyk zmarł podczas koncertu w londyńskim klubie saksofonisty Ronniego Scotta.
Facet miał, że tak powiem, klasę do samego końca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz